środa, 9 lipca 2014

Biwag

Nie było mnie + zbierałam tematy.

»Byłam na biwaku.
›Jechałam fajnym pociągiem i grałam z Asią w grę o farmie!
›Po około 40 (?) minutach przesiadliśmy się do jeszcze fajniejszego pociągu. Jego wnętrze przypominało pociąg z gry Beyond: Two Souls. :)
^_^
›Szliśmy z dwa kilometry z plecakami. Dodatkowo tak mi się chciało załatwić (Numer jeden, rzecz jasna.), że japi¶•.•¶eniewiem.
›Było nam strasznie gorąco, plecy mieliśmy całe spocone, ale nie mogliśmy się ogarnąć przez następną godzinę, gdyż mieliśmy budować łódki. ;-;
›Nazbieraliśmy trochę patyków i wysokiej trawy (Czy to MINECRAFT?!), z których zbudowaliśmy "trawtę", bo Asia się przejęzyczyła. <86
›Puszczaliśmy ten shit na wodę, utrzymało się! Jak z resztą każda łódź…
›W końcu mogliśmy się ogarnąć.
›Poszliśmy na grę terenową. Trwała z trzy godziny i przez cały ten czas trzeba było nieść krzesło przydatne do punktu, na którym nie byliśmy, bo był za daleko ;_;
›Najpierw musieliśmy wymyślić scenkę o Napoleonie. 
›Potem coś rozszyfrować. 
›Potem zrobić najfajniejszą rzecz na calym biwaku-przejść przez rzekę. Nie ważne, że muszle raniły nam stopy, dno było obrzydliwe w dotyku oraz możnabyło zrobić sobię krzywdę, było super :D
›Robiliśmy jeszcze coś, ale nie pamiętam co.
›Wracając odpowiadaliśmy na rozszyfrowane pytanie: "Dlaczego Napoleon nosił zielone szelki?". Moja wersja:Bo dostał je od Babci i pomyślał, że się jej smutno zrobi, gdy ich nie będzie nosił. Wersja Kingi:"Bo miał się urodzić jako dziewczynka i mnieć na imię Nadzieja, a zielony to kolor nadziei." Wersja niepamiętan czyja:"Bo je wyłowił i pomyślał, że są sexy".
›Wróciliśmy do bazy. Wybrano mnie, żebym stała (A raczej siedziała) na  warcie z koleżanką Klaudią. Musiałam się szybko przebrać, chociaż mi się nie chciało.
›Znalazłyśmy podpis Cichego na siedzeniu x3 Wiem, że nie CichyWuj, ale była beka.
›Podczas naszej warty była kolacja :c Ale na szczęście koleżanka przyniosła nam kanapki i dwa kubki herbaty. ¶•.•¶
›Po dwóch godzinach była zmiana i weszła ta kupa Kinga z kolejną koleżanką, Weroniką.
›Było najzwyczajniejsze biwakowe ognisko: Siedzieliśmy w zimnie, przedstawialiśmy się (drużyny, patrole, zastępy), śpiewaliśmy i się bawiliśmy. Najgorsza była zabawa, w której była jakaśtam piosenka i na każdy dzień tygodnia i imię "Laurencja" trzeba było zrobić przysiad. Masakra... Życzę Laurencji, by dorwał ją Bono.
›Poszliśmy spać w Krzysztofie Krawczyku, bo tymże imieniem ochrzciliśmy nasz namiot. God, jak to brzmi...
›Następnego dnia po śniadaniu poszliśmy do znajdującej się 8 kilometrów od bazy, wsi Wardęgowo! Jak później przeczytacie, nie działo się tam nic ciekawego, jedynie jarałyśmy się z Asią i Kingą nazwą.
›Siedzieliśmy z godzinę w jednym miejscu. Asia rysowała kucyka, trzy osoby grały na kubkach, ja patrzyłam raz tu, raz tu, a reszta robiła jakieś coś.
›Potem niektórzy musieli iść kilometr w deszczu, by potem słuchać niepoprawnie zaspiewanego hymnu Polski i oglądać uroczystość odsłonięcia jakiegoś dzyndzla ;_;
›Było mi strasznie słabo, ale zostałam przywrócona do życia.
›Potem poszliśmy na festyn. Znów nuda. Jedyną fajną rzeczą było "ciastko" (z mąki, wody, czekolady i cukru) pieczone na ognisku.
›Robili symulację napadu na chatę w średniowieczu. Palili szopę, trolololo. Najgorsze było strzelanie z armat. Biedne obecne tam konie...
›Obok kibli załatwiali się starszy pan i pani...
›Festyn odbywał się obok kaplicy, ale to nie przeszkadzało, by zrobić tam koncert kapeli punkowej. I nie, nie mam nic do tego. Dużo gorzej by było, gdyby zagrali tam jakieś gówno typu disco-polo. To byłaby masakra.
›Wracaliśmy oczywiście w deszczu. Z Asią rozmawiałyśmy o tym, jak bardzo biedni są ludzie mieszkający na wsi.
›Gdy doszliśmy do bazy poszliśmy spać.
›Przez obie noce straszliwie lało i mówiliśmy, że zje nas potwór z jeziora. ;_;
›Rano wkurzyliśmy się, bo ciągle dostawaliśmy inne informacje. Najpierw, że ubieramy mundury, potem, że ważniejsze jest nasze zdrowie (było zimno) i nie ubieramy, później znów, że ubieramy. Było mi zimno, bo nie miałam rajstop... Ale i tak było w miarę ok, bo ktoś miał przyczepę i wiózł nasze plecaki c:
›Gdy czekaliśmy na pogciąg było wesoło. Jedliśmy krakersy i gadaliśmy o pierdołach.
›Po przesiadce znów jechaliśmy takim fajnym, nowoczesnym pociągiem.
›Potem po prostu wróciliśmy do domów.

I tak oto kończy się relacja, której i tak nikt nie czytał. Wiem, że długo mnie nie było, ale gdy robi się coś dla funu to nie robi się tego na siłę.
Jutro pewnie napiszę kolejnego posta.
I wymyśliłam, że nie będzie już kary. Wolicie duży dywan z kutasem, czy mały z np.Piesełem? No chyba to drugie.

Dobra, koniec, przecież i tak nikt tego nie będzie czytał!
So, I'll (pobably) see you tomorrow, bye!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz