czwartek, 7 sierpnia 2014

Hallo again :)

Chwilę mnie nie było. Tak naprawdę byłam w domu od 31 lipca, ale mi się nie chciało pisać na blogu, którego i tak nikt nie czyta. Ale przypomniałam sobie, że robie to dla siebie, żeby za parę lat pośmiać się ze swoich błędów stylistycznych i gramatycznych. Mniejsza...

Z obozu nie mam zdjęć, nie miałam:
a) Telefonu z dosyć dobrym aparatem, bo by mi się po paru dniach rozładował. Albo bym go zgubiła...
b) Aparatu fotograficznego, bo go kurde po prostu nie mam... Od dawna chciałam kupić, ale niby oszczędzam + zaraz kupuję komputer, mój obecny to okropny złom.
Ale tak może wracając do obozu, to nie opiszę wam go tak dokładnie jak ja to zazwyczaj robię, bo bym to pisała chyba z tydzień ._. Opiszę tylko najważniejsze momenty.
So... Autokar spóźnił się z 30 minut, ale i tak gówno z tego wyszło bo miał jakieś cośtam gdzieśtam. No to przez Następne 90 minut czekaliśmy na kolejny. No to przyjechał, ja już taka ucieszona, no i dupa. Jeszcze gorzej niż poprzedni. Układ kierowniczy zrypany i klima zepsuta ;--; Po kolejnych dwóch godzinach męczarni, autokar dojechał. Był z innej firmy, więc wyruszyliśmy. Jakby tego wszystkiego było mało, nie miałam z kim siedzieć, a z tej okazji sprawili mi najgorsze cierpienie, musiałam siedzieć obok tego karotonowego farfocla. Ale po paru godzinach dojechaliśmy. Nie mogę sobie przypomnieć jak skończył się ten dzień, pamiętam tylko, że długo nie mogłam spać. Niby pod namiotem, ale w śpiworze było ciepło jak cholera. Poza tym, przez cały obóz muchy i komary brzęczały mi nad uchem.

Byłyśmy tak głupie, że zapomniałyśmy ochrzcić namiotu :( Nasz poprzedni ochrzciłyśmy imieniem Krzysztof, wtajemniczeni wiedzą dlaczego. Ale znam imię następnego, a może raczej następnej. Czy namiot nie może być dziewczyną?

Nie ma wyjazdu bez głupich głównych tematów do rozmów. Na tym również ich nie zabrakło. Gdy widziałyśmy komara krzyczałyśmy "Malaria!", bo nam odjebało przez kontakty z chłopakami. Na początku mnie to wkurzało (Tak samo jak i ich "Chimichangi"), ale potem zaczęłam się śmiać z nimi i zaczeli mnie ogłupiać x3

Przed przyjazdem dwóch dziewczyn do naszego namiotu pewna kupa zaczęła mówić jak to one później będą się tylko z chłopakami zadawać, a nas oleją. Co prawda, po części tak się stało, ale przecież ta kupa ciągle siedziała u chłopaków, a nawet wymykała się do nich w nocy xD Hipokryzja. Ja tam w sumie po kilku dniach nic do połowy chłopaków nie miałam, ale... Meh.

Byliśmy w parku linowym. Było avesome c: A ten beta Karoten się bał i zrezygnował ._. Kiedyś musi być ten pierwszy raz kurdy... Chociaż brzmi to trochę dziwnie.

Dostałam krzyż harcerski! Był, jest i będzie zaciesz. Wieczorem dostałam list do przeczytania o 23:30. Farfocel dostał do przeczytania o północy. Gdy ona postanowiła sobie uciąć drzemkę (Powieżając zadanie obudzenia jej nieodpowiedniej osobie, która powieżyła obudzenie tej nieodpowiedniej osoby, czyli jej, innej osobie, która ją obudziła, ale nieodpowiedniej osobie nie chciało się wstać. Co nie zmienia faktu, że ten głupi Beta Karoten powinien w ogóle nie spać, samodzielność, kurdy), ja czekałam chyba ponad godzinę. A skończyło się to tak, że w nocy chodziłam sama po lesie, poszukując świeczek, które wskazywały mi drogę. Chociaż trochę mnie nogi bolały, bo prawie nic nie widziałam i pare razy wpadłam na krzaka, czy na patyki - było warto :)
Potem czekalismy na Farfocla (który się nie zjawił, ofc), ale było miło, przeglądaliśmy telefon pewnej druchny i znaleźliśmy piosenkę "Ulepimy dziś bałwana"(Była do końca obozu faza na to), piosenki z kubusia puchatka i "Call me maybe", przy którym było najwięcej śmiechu.

Oczywiście nie mogło zabraknąć deszczu. To przez druchnę, która śpiewała piosenkę o deszczu i tańczyła jak... Nawet nie wiem kto. Oczywiście nie zabrakło wody po kostki w namiocie oraz kopania rowów.

Kąpaliśmy się w jeziorze co +/- dwa dni i wchodziliśmy tam na 5-10 minut... Soł osom.

Pojechaliśmy na wycieczę rowerową. Mój entuzjazm był tak ogromny... Aha, zapomniałam, że niecierpię rowerów.
Początek był w sumie nie najgorszy... Gorzej z powrotem. Wpadliśmy na pomysł, żeby pojechać na skróty. A skończyło się to tak, że musieliśmy zawracać, bo było bagno. Byłam jedną z niewielu osób w długich spodniach. Większość miała krótkie spodenki i poranione nogi. Mnie w sumie też wszystko bolało, ale głównie przez zmęczenie. Pod koniec taką jedną ugryzła osa. Super...

Kempingowcy przywieźli kota, który często odwiedzał nasz obóz. Jako, iż stworzyliśmy familię, mój "siostrzeniec" (co z tego, że był ode mnie trochę starszy?), Olek wymyślił, że ten koteł ma na imię Andrzej i czasem chodzi z nim na piwo. Jego "żona" nie mogła znieść faktu, że pije, i to na dodatek z kotem, a jego "córka" mówiła, że go nienawidzi, i że zwariował. Oczywiście to wszystko była beka.

Gdy wracaliśmy, taka Weronika robiła żelkowy horror:
-Czy ty, żelko, bierzesz tego żelka za męża?
-Tak.
-A czy ty, żelku, bierzesz tą żelkę za żonę?
-Tak.
-Możecie się pocałować.
<Żelki się całują, lecz niestety, ich szczęście nie trwa długo. Człowiek je zjada, wszyscy panikują i uciekają tak szybko, jak tylko mogą.>
 Powiedziała też, że nagrała horror z płatkami xD

Łazienki sprzątał Pan Bogdan. Gdy ktoś zapukał w drzwi do kibla i zapytał się "Jest tu ktoś?", Pan Bogdan wyszedł zza rogu i odpowiedział - "Ja jestem!"
Ale niestety go zwolniono :c W ostatni dzień swojej pracy śpiewał "Ostatnia niedziela" Lecz pamięć po nim nie zanikła. Chłopcy napisali w jednej z kabin prysznicowych jakieś piękne napisy typu "Bogdan walczący". Później wymyślaliśmy piosenki o Panie Bogdanie. Potem dostaliśmy zakaz żartów z tej sytuacji, a że wcześniej zakazano nam również tworzenia patologicznej rodziny - była to kolejna rzecz, z którą musieliśmy się ukrywać...

Oczywiście działo się więcej, ale obowiązki wzywają. Just kidding, po prostu chcę sobie muzyki posłuchać. Ewentualnie zedytuję i coś dodam. And I'll see you... Never, yeah I can't see you. Uh, nevermind. Napiszę pewnie za pare dni, o ile coś się stanie.

PS:I'm so exited for The Sims 4. c:
Sorry za literówki, piszę na telefonie.

1 komentarz: